Wywiad z p. Jackiem Zalewskim założycielem Stowarzyszenia ,,Dobra Wola”.

,, Ślachetne zdrowie, Nikt się nie dowie, Jako smakujesz, Aż się zepsujesz”. Tę życiową mądrość pozostawił  potomnym  Jan Kochanowski, autor fraszki ,, Na zdrowie”. Niestety, nie wszyscy mogą się nim cieszyć. Dlatego tak ważna jest pomoc, jaką niesiemy drugiemu człowiekowi. ,, Pomagając słabszym, zapewniamy sobie lepszą przyszłość”. Tą maksymą kieruje się w życiu autorytet ludzi niepełnosprawnych – pan Jacek Zalewski, założyciel  Stowarzyszenie ,,Dobra Wola”, który goszcząc ze swoimi podopiecznymi w ramach zimowiska w Dębogórze , udzielił wywiadu uczennicom Zespołu Szkół w Wieleniu.

 

– Jak Pana stowarzyszenie może pomóc zdrowym ludziom?

 

-My dajemy Wam tak naprawdę takie świadectwo, że Wy nie macie problemów, mówiąc tak wprost. I o to tak naprawdę chodzi, że my powinniśmy być z tymi dziećmi zawsze       i wszędzie, żebyście Wy mieli okazję zweryfikować swoje problemy.

 

– A skąd na to wszystko znajduje Pan fundusze?

 

-Różnie. To znaczy tak, przez jakiś czas mojego życia byłem przedsiębiorcą handlowym. Zarobiłem bardzo dużo pieniędzy i do momentu narodzin Kuby miałem duże możliwości ich gromadzenia. Poza tym są różne projekty czy konkursy, w których bierzemy udział i dzięki temu wszystkiemu nie możemy narzekać na jakiekolwiek problemy.

 

– Zauważyliśmy u Pana Order Uśmiechu. Czy spodziewał się Pan takiego wyróżnienia?

 

– Ten Order Uśmiechu to była śmieszna sytuacja, bo nic o nim nie wiedziałem, to był spisek. Byłem w Górach Świętokrzyskich, ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że zostałem Kawalerem Orderu Uśmiechu. Byłem przekonany, że to kawał, bo Zalewskich Jacków jest jak psów, no ale wszedłem w Internet i przeczytałem: Tataspartakiada, no to zadzwoniłem do nich i spytałem czy to prawda. Odpowiedzieli, że tak, ale nadal upewniałem się czy nie robią sobie jaj. No i w ten sposób zostałem Kawalerem Orderu Uśmiechu.

 

– Panie Jacku, skąd Pan na to wszystko bierze siły? Czy miewa pan chwile zwątpienia w sens tego, co Pan robi?

– Wiecie co, właśnie nie. Moja praca w stowarzyszeniu to jedyna forma aktywności, która mnie nie męczy. Ja najbardziej nie lubię wolnych weekendów, świąt, bo wtedy nie mam okazji czegoś zrobić. I to mnie męczy. Dlatego powymyślałem te wszystkie podróże, Wolprezy i inne rzeczy, bo to mnie ładuje. Ktoś kiedyś powiedział, że jak nie chcesz pracować, to znajdź zajęcie, które pokochasz i po prostu to rób. Dlatego nigdy nie myślałem o rezygnacji i zawsze mam mnóstwo siły i energii do pracy i masę nowych pomysłów.

 

– Czy przebywając na co dzień ze swoim synem, nauczył się Pan czegoś od niego?

 

– Kuba nauczył mnie, że miłość jest najważniejsza w życiu człowieka. Możecie nie mieć pieniędzy albo mieć pieniądze i wszystko, co chcecie, ale jak nie macie miłości, to jesteście nieszczęśliwi. Musicie też wiedzieć, że miłość jest różna. Kuba nic mi nie daje, a ja go kocham. Jestem szczęśliwy, kiedy on jest szczęśliwy. To nie chodzi o taką miłość, że „ja cię kocham, to i ty mnie kochaj”. Miłość jest wtedy, kiedy cieszymy się                          z przyjemności i z radości, którą przeżywa osoba, którą kochamy. Ja go po prostu kocham za to, że jest. I to jest prawdziwa miłość, taka miłość bezwzględna.

 

– Podczas naszej rozmowy cały czas wspomina Pan  pozytywne sytuacje, a czy są negatywne, kiedy ludzie źle patrzą na Kubę i jego chorobę?

 

– Pewnie tak, czasami zdarzały się takie przypadki… Jak byliśmy w Czechach, staliśmy   w kolejce w supermarkecie. Kuba bardzo lubi chodzić do sklepów, wydaje wtedy te swoje dźwięki, jakby chciał mi powiedzieć, że jest szczęśliwy, że mu się tu podoba. Mimo że nie widzi, ta atmosfera, zapachy, koszyk, który zawsze pomaga mi prowadzić sprawiają, że czuje się tam dobrze. No i staliśmy już w kolejce do kasy i Kuba zaczął pokrzykiwać. Przed nami stał taki skin, wiecie, taki ostrzyżony, taki typowy skin. No        i jemu zachowanie Kuby się nie spodobało, może i nie wyraził tego na głos, ale mruczał pod nosem. Jednak generalnie takich sytuacji nie ma. Zauważyłem jedną rzecz, zapamiętajcie sobie, że agresja jest efektem strachu. Jak ktoś się czegoś boi, to na wszelki wypadek podchodzi do tego agresywnie.

 

– Czy jest w Pana życiu jakaś sytuacja, która pozostanie w pamięci na zawsze?

 

– Tak. Pamiętam sytuację, kiedy mój Kuba w 2007r. miał bardzo poważną operację. Miał wycinane dwa guzy z trzeciej komory mózgu. I kiedy przygotowywali go do tej operacji, doświadczyłem wzruszającej sytuacji. Kiedy już go ostrzygli  i kiedy jechaliśmy na OIOM, to tam jest taka czerwona linia, tam już się nie wchodzi… I kiedy to łóżko z moim synem przekroczyło tą czerwoną linię, mój Kuba nagle się podniósł, popatrzył na mnie takim mądrym wzrokiem i pomachał mi. Człowiek, który jest praktycznie kompletnie bez kontaktu ze światem, rozumiecie to? I wtedy tak sobie pomyślałem „ i tu cię mam”.

 

 

 

Dziękujemy za wywiad. Życzymy Panu, aby krąg ludzi  dobrej woli, działających na rzecz Stowarzyszenia i jego podopiecznych, stale się powiększał. Pamiętajmy, że dobro powraca!

 

Komentarz dziennikarek: Pan Jacek Zalewski jest wspaniałym człowiekiem. Ma piękne wnętrze, emanuje dobrem i zaraża nim wszystkich dookoła. To była dla nas niezwykle wzruszająca i pouczająca wizyta, która pozostanie w naszej pamięci na bardzo długi czas. Pamiętajcie, nie bójcie się przekraczać granic. Bądźcie zawsze sobą, wierzcie w swoje możliwości i nie przejmujcie się opinią innych. Róbcie to, co kochacie, bo dzięki temu nigdy się nie zawiedziecie. Bierzcie przykład z pana Jacka Zalewskiego, który robi mnóstwo dobrych rzeczy, nie tylko dla swoich podopiecznych, ale także dla nas i co najważniejsze, nie oczekuje niczego  w zamian.

Zainteresowanych zachęcamy do odwiedzenia kanału pana Jacka na youtube, gdzie możecie znaleźć  serię filmów nakręconych podczas podróży z synem.

 

 https://www.youtube.com/channel/UCFpx4E4dvT_li2BbCn0N-7A

 

 

Kamila Osajda

Monika Fabiszak

Agata Dobrzańska

Weronika Kostecka